2 lipca 2010

Poranna próba

Wczoraj wieczorem pisałem chwilę z marcinoo. Naszła mnie ochota coby sobie tej nocy spróbować wyjść. :) Poszedłem więc spać koło północy, ale jakoś nic mi już wtedy nie wychodziło (wszystkie moje wyjścia były przedsennymi próbami). Doszedłem tylko do lekkich wibracji - zaprzestałem próby. Idąc spać "odezwałem się" jeszcze do niefizycznych z prośbą o to, by obudzili mnie koło 4 - 5 rano. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że się obudzę, ale jednak nie zawiedli mnie i się udało. :) 
To była jedna z moich niewielu prób po kilku godzinach snu. Odziwo muszę powiedzieć, że byłem zaskoczony rezultatami. Wstałem o 5:10 rano, poszedłem się czegoś napić i załatwić potrzebę fizjologiczną. :P Po około 20 minutach wróciłem do łóżka. Położyłem się, rozpocząłem procedurę wychodzenia, czyli... nic nie robiłem, ale też starałem się nie myśleć. Zastosowałem technikę Darka ze stukaniem palcem o łóżko, co dało mi też jakąś pewność, że nie utracę świadomości. No i po kilku minutach zaczynam czuć bardzo mocne wibracje. Wydawało mi się, ze zaraz samo wyrzuci mnie z ciała. 
Chwile tak leżę z wibracjami, czekam... zaczynam czuć, że unoszę się nad swoim ciałem. Tak klarownego samego procesu wyjścia dawno już nie miałem, strasznie mnie to ucieszyło. ;) Aczkolwiek samo doświadczenie poza nie było już tak bardzo udane pod względem czasu trwania. ;)
Po udanym wyjściu trafiłem do własnego pokoju. Mój brat słodko spał, ale swojego ciała już niestety nie widziałem - aż się wystraszyłem, że to real, ale nosz kurde, przecież w realu nie mogłem latać, prawda? A tutaj unosiłem się nad swoim łóżkiem... Dobra, wyleciałem z pokoju przez okno, rozglądam się... co to k... jest? Śnieg pada, no super. Tym bardziej, że kiedy opuściłem pokój, nie byłem przed swoim domem, tylko w jakichś górach. To pewnie przez wczorajszy upał ten śnieg się pojawił. ;D 
Dalej myślę sobie, że przecież jak już wyszedłem, to może zrobić tutaj coś konstruktywnego... No co by tu porobić... Wpadłem na durny pomysł - poleciałem nad pobliskie jezioro i wbiłem się w lód na jego powierzchni - popływałem pod jego taflą, O dziwo woda była bardzo ciepła, a to przecież niby zima... :) No cóż - konstruktywne to to nie było, hehe. Kiedy mi się znudziło, wylazłem z tej wody. kilkoro ludzi wpatrywało się na mnie jak na wariata, ale co tam... przecież byłem poza. Jedna kobieta wyjechała do mnie z oburzeniem - "Nie zimno Ci? - Dzieci mi wystraszysz" - hehe, buchnąłem śmiechem. :D tym bardziej, że nie było tam żadnych dzieci. Ale cóż, poleciałem dalej. Wpadłem na pomysł, coby polecieć sobie jak najwyżej się da. I poleciałem... Lecąc z zawrotną prędkością, mniej więcej na wysokości chyba największej góry w okolicy (nawiasem mówiąc widziałem jak jacyś ludzie się ludzie się na nią wspinają i machają do mnie rękami) wysoką na kilka kilometrów i strasznie stromą, poczułem jakiś opór na plecach i podmuch z przodu. Coś mi mówiło, że to koniec zabawy. Noo i nagle cofka - znalazłem się w swoim pokoju koło łóżka - teraz już moje na nim było. Położyłem się na swoim ciele i obudziłem...

No i cóż, takie wyjście dla rozrywki, bez nakreślonego planu, trochę bezsensowne - przynajmniej troszkę sobie polatałem... :P szkoda tylko, że było strasznie krótkie...