16 października 2009

Braciszek.

Nie jestem zbytnio specem od fazowania, ale jak się postaram (albo i nie) to się udaje :)
W nocy z środy na czwartek udało mi się wyjść. Niby nic takiego, bo nigdy większych akcji nie miałem poza, tylko chwile poszalałem i wracałem, heh, ale tym razem coś się działo. Przed snem bardzo chciałem "coś" przeżyć.

Zaczęło się niby normalnie, jak zwykle. Wyszedłem, a właściwie odzyskałem świadomość obok swojego łóżka, w swoim pokoju. Przez chwile miałem wrażenie, że to rzeczywistość fizyczna, ale jednak nie. Poszedłem rozejrzeć się po domu. Naprzeciw swojego pokoju, w sypialni rodziców, zobaczyłem światło. Tak jakby pozostawiony na noc włączony telewizor. Wszystko było normalne, jak w rzeczywistości. Wszedłem do tego pokoju i rozejrzałem się. Rodzice spokojnie spali, a telewizor było włączony. Pomyślałem, że cóż się tym będę przejmował, przecież to nie jest fizyczność ;) Podszedłem jeszcze do okna, wyjrzałem przez nie, popatrzyłem na niebo, zerknąłem na dom sąsiadów, przed którym rozpalony był ogień. Jednak nie zaciekawiło mnie to zbytnio i postanowiłem wyjść z tego pokoju, ale, kiedy obróciłem się w stronę drzwi zobaczyłem... siedzącego na podłodze, zagapionego z ciekawością w telewizor dzieciaka! Na oko miał gdzieś koło 6 - 7 lat. Bardzo podobny do synka znajomej, ale jednak nieco starszy. Sympatyczny mały blondyn ;) Przez krótką chwile przyglądałem mu się, bo trochę speszył, zdziwił mnie ten widok. Co robi jakiś dzieciak w sypialni moich rodziców w nocy? W sumie podczas bycia poza to nic dziwnego, ale... i tak wydało mi się to czymś ciekawym. Jednak coś w nim było intrygującego, promieniował, czułem od niego mega dawę dobra! Czułem, że jest to jakaś samodzielna, myśląca istota, w żadnym wypadku nie atrapa, które zdarzało mi sie spotykać. Podszedłem, chciałem zacząć rozmowę, zapytać kim jest. Odpowiedź mnie baardzo zdziwiła... powiedział: "jestem twoim bratem, który nigdy się nie narodzi, jestem przyjacielem, którego tak bardzo potrzebujesz...". Jak to usłyszałem... myślałem, że padnę. Czuć od niego było takie ciepło, niesamowitą czystość, niewinność... MIŁOŚĆ. Dosyć długo rozmawialiśmy. On wcześniej wyczuwał moje pytania, od razu na nie odpowiadając, konstruując swoiste opowiadanie. Byłem niesamowicie zdziwiony tym, jak wiele on o mnie wie... doskonale zna moje potrzeby, zmartwienia, słabości... A pokazał mi się w postaci małego szkraba, śmiesznego, sepleniącego dzieciaka... heh... Zapytałem go dlaczego nie może się narodzić, czy jest duszą, która pierwotnie miała przybrać postać człowieka? Powiedział: "Jestem kimś, na kogo zawsze możesz liczyć. Moim zadaniem jest być przy Tobie i Cię wspierać. Jestem Twoim bratem, duchowym bratem, pamiętaj o tym.". Podczas tego spotkania rozmawialiśmy o bardzo osobistych sprawach. Dlatego wszystkiego nie chcę opisywać. Ale było to piękne doświadczenie, piękne...
Z tej rozmowy ważnym elementem, który nie jest związany bezpośrednio ze mną, to to, co powiedział mi w sprawie choroby kuzyna, możliwości jego leczenia, a jest to dla mnie bardzo ważne. Od jakiegoś czasu usilnie starałem się dowiedzieć jak mu pomóc, a tutaj? Istnieje tak prosta metoda... "Kochaj, kochaj go całym sercem, MIŁOŚĆ jest lekarstwem na wszystko, na każde zło, które nas dotyka...". Na tym można powiedzieć, że skończyło się nasze spotkanie. On zniknął, a ja czułem, że zaraz będzie trzeba wrócić do ciała. Wróciłem do siebie, obudziłem się.



Tak na prawdę wcześniej nie miałem tego typu doświadczeń. Każde wcześniejsze wyjście było tylko zabawą.... latanie, cieszenie się wolnością. Nie potrafiłem tego wykorzystać. To , co przeżyłem teraz, to było piękne. Ta postać... nie wiem, nie potrafię opisać słowami jaka ona w stosunku do mnie była, jakie towarzyszyły mi emocje. To było baardzo ciekawe doświadczenie :)