28 czerwca 2011

Opiekuńcze ostrzeżenie.

Minionej nocy postanowiłem sobie odpuścić wstawanie i spróbować wyjść z ciała z chwilą pójścia do łóżka. Jakoś zniechęciły mnie ostatnio dni, kiedy wstając rano nie było praktycznie żadnych rezultatów, poza kilkoma mniej, lub bardziej ciekawymi świadomymi snami. Po codziennym "posiedzeniu" na spikerii i tak byłem prawie pewny powodzenia nadchodzącej próby. ;) Kto był wtedy na czacie, ten wie dlaczego. Dostałem niezłego kopa w postaci dawki pozytywnej energii. :) 

Do łóżka poszedłem ok. godziny 0:30, jeszcze kilka smsów, więc za wychodzenie zabrałem się mniej więcej ok. godziny 0:50. Przed samym wyjściem prosiłem w myślach swojego opiekuna, aby to, co zobaczę i czego doświadczę wniosło coś, dało jakąś radę, naukę odnośnie dalszej mojej życiowej drogi. Coś w charakterze urodzinowego prezentu dla człowieka wkraczającego w dorosłość. ;)

Procedura wyjścia była dosyć szybka jak na przedsenną próbę (albo moje odczucie czasu było inne?). W każdym razie położyłem się, rozluźniłem, oczyściłem umysł i się zaczęło. Najpierw paraliż, potem mocne wibracje, a potem mocne pociągnięcie za dłoń i znalazłem się nad swoim łóżkiem. 

Dostrojenie było bardzo dobre. Rozejrzałem się po pokoju, szukając osoby, która pomogła mi wyjść. Oczywiście nikogo nie znalazłem, bo mój kochany opiekun nigdy nie raczy mi się pokazać, tylko chowa się za plecami. Pewnie jest tak brzydki, że woli się nie pokazywać (muszę go jakoś sprowokować...;)). Trochę oszołomiony, rzuciłem pytanie "gdzie chcesz mnie dzisiaj zabrać?", on odpowiedział "zamknij oczy...", uczyniłem więc to, co polecił. Kiedy je otwarłem pojawiłem się na jakimś ogromnym placu. Nie wiem co to było za miejsce, ale było dosyć podobne do Placu św. Piotra w Rzymie, z tą różnicą, że nie było tam żadnego budynku, żadnej bazyliki, czy innego miejsca kultu. Była tylko ta charakterystyczna kolumnada, w równie podobnym kształcie. Po środku niczego znajdował się owy plac. Temu wszystkiemu towarzyszyły bardzo mocne, czytelne i jaskrawe kolory, charakterystyczne dla moich częstych, katastroficznych snów tzn. mocno pomarańczowe, podchodzące pod krwistą czerwień chmury na tle błękitnego, przechodzącego w czystą czerń nieba. Przy czym na niebie wisiała świecąca bladym światłem kula. Typowo mroczna sceneria.

Kiedy oderwałem swój wzrok od nieba oraz wielkiej kolumnady, po zapoznaniu się z otoczeniem dostrzegłem, że wokół mnie jest ogromny tłum ludzi. Było ich setki lub tysiące. Stałem w okręgu, który znajdował się dokładnie w centrum tego tłumu, na środku placu. Ludzie stali wpatrzeni w ziemię otępiałym wzrokiem. W tym momencie opiekun zapytał mnie "wiesz, dlaczego tu jesteś?". Nie mogłem tego wiedzieć, więc odpowiedziałem, ze nie. Niezmiernie ciekawiło mnie kim są ludzie, którzy się tu zebrali. Zanim zdążyłem zadać pytanie, opiekun powiedział (był to przekaz, więc nie jestem w stanie tego dokładnie ująć w słowa), że ludzie ci przedstawiają moje czyny, z których każdy będzie miał wpływ na moje dalsze życie, kiedy nadejdzie moment, powrócą, wyrównają rachunek. Powróci do mnie to, co czyniłem zarówno dobrego jak i złego. Cóż, nie mogę powiedzieć, by było to dla mnie coś odkrywczego. ;) Powiedział mi jeszcze, że w mojej codzienności JUŻ owocują czyny, które popełniłem w swoim życiu, nawet już na etapie wczesnego dzieciństwa. 

Trochę zawiedziony tą odpowiedzią uniosłem się w górę, tym razem nie kontrolowany przez opiekuna, by przyjrzeć się temu miejscu z góry. Dostrojenie niestety zaczynało powoli słabnąć, a ja powoli odczuwać potrzebę powrotu. Wtedy z tłumu wyłoniły się 4 postacie, oplecione jak gdyby jasną, kolorową energią, aurą. Jedna osoba mieniła się na błękitno, druga zielono, dwie kolejne na złoto i fioletowo. Niestety, nie byłem w stanie zapamiętać twarzy owych osób, a bardzo by mi się to przydało... Opiekun powiedział mi kim one są (oczywiście nie z imion i nazwisk). Pamiętam tylko, że jedna z przedstawionych osób miała być kimś, kto spędzi ze mną życie, jedna miała być największym przyjacielem, kolejna osobą, która kiedyś przyniesie mi ratunek (?), zaś ostatnia największym wrogiem, któremu z racji karmicznego obciążenia jestem coś winien, muszę za coś odpokutować. Pytałem kim jest ta osoba, co jej uczyniłem, lub dopiero uczynię...?

Jako, że zbliżał się powrót, zostałem "odholowany" do swojego pokoju. Obraz miejsca powoli się rozmywał, a na jego miejscu pojawił się obraz mojego pokoju, obok śpiący brat, a za plecami opiekun. Powiedział on do mnie na końcu, bym żył dobrze, kierował się sercem, sumieniem, intuicją, a moje życie przepłynie szczęśliwie i dobrze. Pozostawił mi do własnej interpretacji obraz tłumu i osób z niego wyłowionych. Stwierdził, że to nie takie proste jak mi się wydaje. ;)

"Wyciągnij naukę i żyj zgodnie z nią, godnie znoś cierpienie, bo po nim nastąpi szczęście. Jeśli człowiek kieruje się sercem, to zawsze tak jest..."

Obraz się urwał, ja straciłem świadomość. Obudziłem się z rana koło godziny 5 rano. W sumie to nie pamiętam innych snów, a to wyjście wryło mi się w pamięć. Pewnie dlatego, że było dla mnie dosyć dziwne, a i odznaczało się pełną świadomością i dużą dozą realności, jak na swoją niezwykłość. :) Czuję, że te dosyć proste obrazy niosą jakieś przesłanie. Muszę to teraz dokładnie przetrawić i przemyśleć.

Amen. :P