1 stycznia 2011

Świątynia tysięcy ksiąg.

Bardzo dawno tutaj nic nie pisałem, aż dziwnie się z tym czuję, ale cóż. Tak to jest jak nie ma się na tyle siły woli, lub jak kto woli ma się wrodzonego lenia (xD). Ale jestem, wracam! Cieszycie się? Aaa, widziałem, że nie, przecież nawet tego nikt nie czyta. :D 
Nic ciekawego się u mnie nie działo w ten czas, wyjścia były, ale tutaj nie chciało mi się ich wypisywać. Może teraz mi się zachce i się zmobilizuje, ale z drugiej strony to powtarzam to sobie za każdym razem jak piszę tutaj notki... ;)

Pomyślałem sobie, że jednak warto coś tutaj wyskrobać, bo i w moich ostatnich wyjściach pojawił się pewien ciekawy epizod. To pod wpływem tej całej spikerii, ale o czacie kiedy indziej. 
Mianowicie kiedyś podczas rozmów na wspomnianym czacie była wspomniana niejaka Kronika Akaszy. Jako, że sam się tym tematem nie zainteresowałem wcześniej, to pomyślałem, że warto byłoby trochę obadać temat. Poczytałem trochę, pomyślałem nad tym i wyraziłem intencje, chęć zobaczenia tego (lub czegoś podobnego) podczas obe. No i jak sobie postanowiłem, tak się stało, aczkolwiek mam wątpliwości, a nawet pewność (bo tak stwierdził opiekun), że ta kronika tak nie wygląda, ale została ona w jakiś sposób dostosowana do tego, co podświadomie chciałem zobaczyć. W każdym razie wracając do sedna, wyszedłem tej nocy z ciała, gdzie od razu zastał mnie mój opiekun, Oczywiście jak zwykle go nie widziałem, bo spryciarz schował się za moimi plecami. ;) Bez żadnego słowa "pchnął" mnie przed siebie i w mgnieniu oka znalazłem się w jakimś nieznanym mi miejscu. Byłem przed jakąś świątynią, wyglądem przypominającą Tadż Mahal, a za sobą dalej czułem osobę swojego opiekuna. Pchał mnie w kierunku drzwi wejściowych, telepatycznie mówiąc, że powinienem tam wejść, no więc zrobiłem jak kazał. Znalazłem się w przeogromnej komnacie, nieproporcjonalnie większej od samej świątyni, w której się mieściła. Taki paradoks z deksza. ;) Ale ciekawsza była zawartość tej komnaty, a mianowicie niezmierzona ilość ksiąg - każda z osobna położona jak gdyby na mównicy, z czego jedna była wyraźnie wysunięta do przodu. Podszedłem do niej, zobaczyłem, że jest ona jak gdyby ciągle uzupełniana ciągiem nieznanych mi znaków. W samej sali znajdowało się, sądzę, że miliony podobnych, już w pełni zapisanych ksiąg. Mój opiekun, usilnie pytany nie zdradził zawartości ksiąg, jedynie wymijająco nadmienił jaka jest ich funkcja. Stwierdził, że sam , że muszę do tego "dorosnąć". W locie przemierzałem tą komnatę - była tak ogromna, że bardzo dużo zajęło przedostanie się na jej drugi koniec... jak gdyby był to niezwykle wielki tunel, lecz jak tunel nie wyglądała. Była ciemna, dominował w niej kolor fioletowo, błękitny i ciemnoniebieski. Błękitnego koloru były okna, które przepuszczały właśnie delikatne światło. Najjaśniej było w samym przodzie tej komnaty, zaraz przy wejściu, gdzie znajdowała się owa zapisywana księga. Właśnie na nią z nieokreślonego przeze mnie miejsca sięgała wielka smuga jasnego światła. Całość sprawiała niezwykłe wrażenia estetyczne, jednocześnie mając w sobie pewną nutkę tajemniczości, a nawet odrobinę grozy, czy element niepewności. Niesamowite wrażenie. Opiekun na pytanie gdzie się znajdujemy, odpowiedział, że jest to miejsce, gdzie zapisane jest to wszystko, co działo się, dzieje się obecnie i będzie działo się dalej, jednak w tym miejscu i w tym momencie nie jest dane nikomu tych ksiąg odczytać, bo jest to dostosowanie rzeczywistego miejsca dla potrzeb mojego umysłu i tego, co obecnie mogę zobaczyć. Powiedział też, że są inne źródła dojścia do tej wiedzy. 
Co działo się dalej... szczerze mówiąc nie pamiętam zbyt dokładnie. Wiem tylko, że potem pojawiłem się przy swoim ciele, po czym do niego wróciłem. Tyle. 

Lubię takie przygody, bardzo ciekawe to było, chciałbym to powtórzyć. Chętnie zawitałbym w to miejsce jeszcze raz. Tym bardziej, że była odczuwalna pewna aura tajemniczości, niezwykłości i rangi tego miejsca. Naprawdę mocno intrygujące... :)