21 lutego 2012

Wreszcie "coś" pamiętam!

Coś mnie tchnęło, by jednak znowu coś tutaj napisać. Ostatnio mam wielkie problemy z zapamiętywaniem jakichkolwiek snów. Zacząłem się poważnie zastanawiać co jest ze mną nie tak. W toku roztrząsania swojego życia i myślenia nad sobą, doszedłem do natury swojego problemu. Dzięki pewnej osobie, odnalazłem ich jeszcze kilka, ale to temat na inny post.

Dzisiaj chcę skupić się na snach, które zapamiętałem z ostatniej nocy. Sny były dwa.

Sen 1.

Jestem w szkole. Chyba to był czas, w którym już kończyły się lekcje, miała być jakaś świąteczna przerwa. Idę do swojej szafki, by zebrać z niej swoje rzeczy. W szkole był straszny tłok, ale cóż, zawsze tak jest, kiedy wszystkim spieszno do wyjścia i upragnionego wolnego. Podchodzę do swojej szafki, otwieram ją, a w środku nie widzę nic... Zostałem okradziony. Na dobrą sprawę nie wiem, co w mojej szafce było, bo snu od początku nie pamiętam, ale wiem, że musiałem mieć tam plecak, zimowe buty i... spodnie (:D). Usiadłem zrozpaczony na ławce, koło mnie siedziała pewna dziewczyna. Już ja wiem kto. ;) W moją stronę z głębi korytarza szła jakaś osoba, chyba nauczycielka, powiedziałem jej o zaistniałej sytuacji, a ta poszła zadzwonić na policję. 
Bardzo głupi sen i bardzo przy tym nieprzyjemny.

Sen 2. 

Poszedłem na spacer z pewną dziewczyną. Było to u mnie, niedaleko mojego domu, gdzie jest małe wzniesienie, a na nim las. Poszliśmy tam. Pamiętam, że bardzo dużo ze sobą rozmawialiśmy, ale samej treści niestety już nie pamiętam. Było sympatycznie. :) Usiedliśmy na małym wzniesieniu, patrząc wokół siebie i rozmawiając, niestety znowu nie pamiętam o czym, cóż. Ogólnie cała sceneria moich okolic, która znajdowała się w tym śnie była hmm... powiedziałbym, że w wersji "max", wszystko wydawało się dużo dalsze, większe i wyższe niż w rzeczywistości. To dosyć przyjemny i miły szczegół. Całkiem przyjemnie to wszystko wyglądało w takim wydaniu. :) 
Rozglądając się zobaczyliśmy w dole jakiś ogrodzony siatką (lub drutem), prototypowy model jakiegoś ciekawie wyglądającego samolotu, jak gdyby spodka (:D) płaski, z dwoma z tyłu wystającymi lekko silnikami. Najlepsze jest to, że wcześniej go tam nie było, bo tą samą drogą szliśmy w górę. Chcąc zejść musieliśmy iść niestety obok tego wynalazku, tamtędy prowadziła ścieżka. Coś mnie podkusiło jednak, by rozejrzeć się wokół tego "spodka" i wybadać z deksza sytuację, dziewczyna nie chciała jednak czekać i szła, zatrzymała się tylko kilka metrów dalej. Ja chciałem coś wymyślić, by przejść przez tą siatkę, ale wtedy niestety oberwałem z paralizatora (:D). Dziewczyna poszła po mnie, nawrzucała panom ochroniarzom (to byli jacyś wojskowi), którzy grozili nam, że zostaniemy uwięzieni i osądzeni. Po paru chwilach na szczęście odzyskałem władzę nad sobą i mogłem już iść. Oddalając się, nie omieszkałem kilku brzydkich słów owym panom powiedzieć. :P Na tym sen się zakończył.

Głupie te sny, ale jednak jedne z nielicznych jakie ostatnio udało mi się zapamiętać. Przy tym drugim właściwie byłem bliski odzyskania świadomości, jednak sam siebie wprowadziłem w błąd, sądząc, że cała akcja jest przecież całkiem możliwa. Co za durne, senne myślenie... :D