21 lutego 2012

Wspólny mianownik.

Hmm... miałem nie publikować tej notki, myśląc, że być może nieco nietrafnie dopasowuję sny, do wydarzeń... Jednak nie, nie ma tutaj żadnego umyślnego dopasowywania. Dokładnie tak się czułem, sny rzeczywiście były, a niepokój zanikał po zaistnieniu opisanych zdarzeń. Myślę, że warto to opublikować.

Ale do rzeczy.

Ostatnimi czasy z paroma osobami rozmawiałem na temat pewnych swoich dziwnych przeczuć, które z reguły w jakiś sposób w późniejszym czasie się sprawdzały. Zawsze poprzedzały je sny i dziwne poczucie swoistego niepokoju. Ostatnio, analizując niektóre swoje zapisy, doszedłem do pewnych wniosków. Czy ciekawych, czy nie, to inna rzecz.

Wszystko ma jakiś sens.

Zanim powiem o co chodzi, przytoczę kilka sytuacji, których owe wnioski dotyczą.

I
8.4.2010r.
Data mówi sama za siebie, więc o jakim wydarzeniu będzie mowa, każdy zapewne się domyśla. Mianowicie chodzi o pewien samolot, który do dziś jest w naszej polityce obiektem większej, lub mniejszej wojenki.
No ale dobra, co ma z tym wspólnego 8 kwietnia? Otóż w nocy poprzedzającej ten dzień, miałem sen. Dosyć dziwny i niezwykły. Podszyty również fałszywym przebudzeniem, nieświadomy. W skrócie (bo to nie ma być opis moich snów) powiem, że widzałem duży, pasarzerski samolot, który zahaczył skrzydłem o dom moich sąsiadów. Bardzo przykry widok. Jeszcze tego samego dnia swoim dwóm znajomym ze szczegółami opowiedziałem ten sen, po czym powiedziałem zdanie pokroju czegoś takiego: "(...) mówię Wam, na pewno coś się niedługo stanie, rozbije się jakiś samolot". Oczywiście nie zostało to wzięte zbyt poważnie, a i ja miałem do tego dosyć emocjonalny i świeży stosunek, jako że sen ten do głębi mną wstrząsnął. Na moje szczęście obie te osoby dobrze zapamiętały to, o czym teraz piszę i mam bardzo klarowne potwierdzenie. :)
Miałem ten sen, został on opowiedziany znajomym, ja sam znowu przez kolejne dni chodziłem jak struty. Jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię.
Do pewnego momentu.
Sobota rano, śpię snem twardym, rano wstaję jak nowo narodzony, bez jakiegokolwiek napięcia - dokładnie przeciwnie do dni wcześniejszych, które, delikatnie mówiąc, minęły "pod napięciem". Wyszedłem z pokoju i dopadła mnie siostra mówiąc o tym, co miało miejsce. To był 10 kwietnia, więc nic tutaj dodawać nie trzeba. ;) Oglądam newsy i własnym oczom i uszom nie wierzę. Jest koło godziny 11, piszę smsa do jednego z kolegów, któremu o swoim śnie opowiedziałem, z pytaniem, czy ogląda tv. Był w ciężkim szoku.

OK, ten jeden raz, może przypadek, ale czy na pewno? Sam nie jestem pewien.

II
9.3.2011r.
Snu poprzedzającego ten dzień całościowo nie pamiętam. Przytoczę za to opis ze swojego dziennika snów, który po jakimś czasie wywarł na mnie niezwykłe wrażenie.

"Szczerze mówiąc z ostatniej nocy pamiętam bardzo niewiele. Była panika, strach i niebezpieczeństwo. Te odczucia gotowały się we mnie. Coś miało się w najbliższym czasie zdarzyć.

Byłem wtedy w domu, wychodziłem do psa przed dom. Jedyny obraz jaki pamiętam, to mocno zabarwiony, jakby na pomarańczowo, księżyc, lub inny obiekt na niebie. Mroczny, trudno opisać słowami jak to odczuwałem - coś niesamowitego, intrygującego i niepokojącego za razem. Czułem, że z tym wiązało się owe niebezpieczeństwo, które wyczuwałem.

Fabuły nie pamiętam, szczegółów i obrazów poza tym jednym też nie. Tylko ten obiekt na niebie - księżyc - i towarzyszące mi bardzo intensywne odczucia - strach, przerażanie, z lekką nutą euforii. Ciekawe..."

Kolejne dni minęły pod znakiem niepokoju i nerwów. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje i nie wiedzieli inni. I znów jest kilka osób, do których mówiłem, że czuję, że coś się święci, że coś się stanie. Czułem to tak mocno, że chwilami trząsłem się na samą myśl. Niesamowity, ale i straszny stan. Dziwne, bo czułem, że sam sen, który miał wcześniej miejsce nie miał większego wpływu na to, co działo się ze mną dalej, on tylko wywołał ten stan, później utrzymywał się on w jakiś sposób sam, właśnie do pewnego momentu.
Obudziłem się rano, dziwne spokojny, bardzo spokojny, wypoczęty i zrelaksowany, poszedłem jak gdyby nigdy nic na busa, jadę do szkoły, w zgiełku który tam panował słyszałem w radiu, że "gdzieś coś" miało miejsce, ale w tej chwili nie miało to dla mnie większego znaczenia. Wszystkiego dowiedziałem się dopiero po powrocie ze szkoły do domu, zasiadając przed telewizorem, oglądając i słuchając wiadomości. Poczułem się z deksza dziwnie, taki zmieszany. Podeszła do mnie ciocia i przypomniała mi o moich przeczuciach, dziwnym zachowaniu w ostatnich dniach. Tym bardziej mnie to poruszyło, ale cóż, może to się  zdarza? Nic konkretnego nie czułem, czułem tylko "coś", jakieś nieszczęście.

Może to kolejny przypadek? Może moja nadinterpretacja? Tylko dziwne, że zwykle to nie ja zauważam analogie między snami, odczuciami, a późniejszymi wydarzeniami.

III
4.8.2011r.
Tym razem w śnie, można powiedzieć, ze pokazała się dosyć konkretna wskazówka, co do tego, co miało się wydarzyć. Nie tyle mówiła dużo o samych zamieszkach Londynie, a raczej o elemencie, który miał być jednym z ognisk zapalnych tych wydarzeń. 
Elementem snu, który "coś" mógł mówić, była czarnoskóra grupa ludzi, która, nie wiem w ogóle skąd i po co, znalazła się w moim śnie. Ogólnie rzecz biorąc - nie miałem podstaw, by śnić o kimkolwiek czarnoskórym, ale ok, zdarza się przecież. Elementem kulminacyjnym tego snu było wydarzenie nad rzeką, które zaobserwowałem z balkonu swojego domu późnym wieczorem, ok godziny 22 (godzina we śnie). Podjechała policja, cała grupa siedziała nad rzeką, po czym policjant wyszedł z radiowozu, podszedł do jednego z nich i strzelił dwukrotnie w jego kierunku. Oczywiście zaczęło się zamieszanie, jakieś krzyki, dużo zamętu. 
Obudziłem się.
Znowu towarzyszyło mi dokładnie takie samo poczucie jak we wcześniejszych przypadkach. Myślę, że nie muszę już tego opisywać. Z tym, że tym razem nieśmiało spodziewałem się, że coś jednak może się wydarzyć. No i się wydarzyło. Na ulicach Londynu został postrzelony mężczyzna, jak się okazało - w starciu z policją. Doszło do długotrwałych zamieszek, o których chyba słyszał każdy i wie jaki był ich przebieg. 

Co to może oznaczać?

Otóż zmierzam do tego, iż wydaje mi się, że miewam przypadki snów, które w jakimś stopniu są snami proroczymi. Nie wiem jak to wyjaśnić, bo mimo pewnej odmienności marzeń sennych od rzeczywiście zaistniałych wydarzeń, czuję powiązanie między nimi. Elementem łączącym owe zdarzenia (zależność sen <--> wydarzenie) jest ten bardzo dziwny, niezwykle mocno zarysowany stan psychiczny, zupełnie różny od stanów normalnych. Nie doświadczałem takich stanów jeszcze w żadnym wypadku z tego najzwyklej codziennego życia. Po prostu nie. Stan ogromnego psychicznego doła zmieszany z przeświadczeniem graniczącym z pewnością zaistnienia "czegoś", jakiegoś dramatycznego zdarzenia. I to nie tylko w sprawach typowo "masowych", również obejmuje to moje prywatne życie i wydarzenia mające w nim miejsce. 

Nie miałem takich snów już długi czas. Nie zaobserwowałem także w swoim życiu żadnych gwałtownych zwrotów. Nie widziałem tego także u innych. Na świecie "coś" dzieje się codziennie. Nie zmienia to wszystko jednak faktu, że przed pewnymi rzeczami jestem jakoś "ostrzegany" (?). Przy tym zastanawiam się również, czy każdy z nas, bez wyjątku, nie miewa tego typu przypadków? 

Boli mnie tutaj tylko jedna rzecz. Jeśli to rzeczywiście są sny w jakimś stopniu prorocze, to dlaczego nie obrazują one wydarzeń mających się wydarzyć w sensie dosłownym? Dlaczego nie pojawiają się dokładne obrazy tego, co ma się stać? Oczywiście ok - przykład snu dotyczącego samolotu jest dosyć dosłowny, ale nie obrazujący meritum sprawy. Tak samo w przypadku snu o czarnoskórej grupie. 

Wspólny mianownik.

Stan psychiczny. To on jest elementem zespajającym ze sobą wszystkie opisane przeze mnie wydarzenia. To on jest elementem poprzedzającym zaistnienie wydarzeń. Wreszcie - jest niezwykły, w każdym przypadku identyczny, niecodzienny. 

Boję się tych snów. Tylko tych.

Jeśli ktoś to czyta - chętnie dowiem się co na ten temat sądzi. Nie wykluczam, że moje myślenie może być błędne, ale na prawdę, po prostu pewnych sytuacji trudno jest mi ze sobą nie wiązać. Analogie przychodzą mi na myśl same.